O swojej rodzinie i jak stworzyć własne drzewo genealogiczne opowiadał klasie 4b na lekcji historii gość – babcia Julka Pisarskiego, pani Helena Szułkowska. Jest emerytowaną nauczycielką, która przez większą część swojego życia pracowała w Szkole Podstawowej w Nowej Wsi Grodziskiej i Sędzimirowie, najpierw jako rusycystka i wychowawca klas młodszych, a później jako katechetka. Opowiedziała historię swojej rodziny pochodzącej z Kresów:
– Mama opowiadała mi, jak wyglądało tam życie w czasach międzywojennych, początkowo pod zaborami. Mówiła o tym, jak przyjeżdżał marszałek Piłsudski, o tym, że w XVIII wieku niedaleko mieszkał Tadeusz Rejtan. Miejscowość ta nazywa się teraz Rejtanowo, dawniej była to Gruszówka.
Pamiątkami, które uczniowie zobaczyli, były albumy rodzinne, stare fotografie, dokumenty, książka „Historia Rodu Romaszewskich”, publikacje literackie Patriotyzm w dziejach mojej rodziny: opowieści dolnośląskich seniorów, Smaki dzieciństwa, Gry i zabawy, Moja mała ojczyzna, Moje szkoły, czy jak dawniej obchodzono święta państwowe, za które Pani Helena otrzymała sporo wyróżnień i nagród.
Zapytana przez dzieci, kiedy zaczęła pisać o swoich przodkach i tworzyć drzewo genealogiczne, odpowiedziała:
– Sporo osób zaczyna zastanawiać się nad swoimi korzeniami dopiero na pewnym etapie życia, tak jak ja – po przejściu na emeryturę – kontynuowała pani Helena. Dysponują wtedy czasem, nie muszą zabiegać o byt i zaczynają myśleć, kim są. W pewnym wieku zaczyna się przeglądać zdjęcia rodzinne, zastanawiać się, kto na nich jest. Wtedy zaczynają się poszukiwania, często od zera, bo dziadkowie nie żyją albo mieszkają daleko, albo nie chcą mówić itp. – Zaczęłam pisać w 2010 roku, gdy poszukiwałam korzeni swojej rodziny. Nie miałam jeszcze wtedy żadnej wiedzy o tworzeniu drzewa – były to szkice na pojedynczych kartkach, zapiski wspomnień bliskich, szukanie dokumentów itp. Genealogia odsłania skrywane rodzinne tajemnice, pokazuje prawdziwe relacje, przerwane więzi. Można poczuć się jak detektyw. Trzy lata później odnalazłam swojego kuzyna, który mieszka w Moskwie, a w 2016 r. udało mi się
z nim spotkać na Białorusi. Po raz ostatni byłam tam w 1971 roku w odwiedzinach u dziadka. Od tej pory mamy ciągły kontakt. Byłam także na zjeździe rodzinnym.
Pani Szułkowska na tej pełnej emocji i niedokończonych wspomnień lekcji, przekazała cenne wskazówki i zachęcała wszystkich, aby nie poprzestawać tylko na rysunku drzewa genealogicznego, bo to tylko nazwiska, za którymi nic nie stoi, ale chodzi o to, żeby za każdym nazwiskiem odkryć osobę z krwi i kości, by poczuć bliskość z przodkami. Musimy wiedzieć skąd pochodzimy i gdzie są nasze korzenie.